W piątek był chrzest. Maciek mnie nazwał... nie wiem jak było. Mariusz polewał wodą ręką. Później Pani Monika nogami tutaj machała, łaskotała po nogach liśćmi. Dalej biegłem do brodzika, a później mnie namalował na czole - błękitny rekin. Po obiedzie były kalambury. Kto miał najwięcej punktów. Pierwsza grupa mieli dziewczyny, druga grupa mieli chłopacy... prawda... a kto miał najwięcej punktami? Chyba my. Graliście wy w kosza piłką koszykówką. Chyba przeciwko kolonii... Ci, jak się nazywali... Wy wygraliście dziesięc do zera. Po kolacji było ognisko. Tam były kiełbaski i chleb, ketchup i musztarda. Tam było fajnie. Mi się podobało. Poszliśmy spać.
Michał Bogumił
0 komentarze:
Prześlij komentarz